O powodach zawieszenia działalności, o tym, jak to jest stracić wszystkie marzenia, cele, życiowe oszczędności i powody do wstawania rano. O byciu człowiekiem na poziomie -1, zobojętnieniu, życiowej pustce. O patrzeniu w życia innych, dorosłości i odpowiedzialności za swoje życie. O byciu nie – sobą. O małych nadziejach i o tym, że wiosna idzie. Rozprawiam się z przeszłością, przed osobistym początkiem roku.
Najprościej byłoby mi powiedzieć, że zawieszenie działalności to przez stratę pieniędzy i zdrowia, że potrzebuję po prostu przerwy. Ale to jest bardziej złożone. I najzwyczajniej w świecie sobie… nie poradziłam.
Po kolei. Zwierzę się jak najlepszej przyjaciółce – po to, żeby było mi lżej i może komuś, jak przeczyta. Jak jest też na jakimś dużym zakręcie i nie działa żadna nawigacja. Jak nie ma siły wstać i funkcjonuje jedynie od wschodu do zachodu słońca, żeby przeczekać to, co pomiędzy. Jak mu się sypie i kruszeje wszystko, jak wąwóz i przepaść. Bo to właśnie moje ostatnie miesiące.
- Od dawna czułam, że nie potrafię sprzedawać. Wiedziałam o tym bardzo dobrze, ale czasem jakoś samo się kręciło. A potem miałam trudność, żeby mówić o tym więcej, pokazywać i przekonywać, że te wszystkie rzeczy, co tworzę są komuś potrzebne. Przestałam wierzyć w to, co robię. Odbijałam to długo od siebie i rzucałam jak bumerang z nadzieją, że zahaczy o drzewa. Tylko to zawsze wracało…
- Przytłoczył mnie nadmiar tak samo, jak głaz Megan w Herkulesie, tylko ja nie miałam żadnego Herkulesa, żeby mnie uratował. Odbierałam przesyłki z rzeczami, których inni chcieli się pozbyć, upychałam w małej kawalerce, którą wynajmuję, aż nie było w niej już ani kawałka miejsca na życie. Zrozumiałam, ile mamy w szafach, o ile za dużo i że nie jest ludziom tyle potrzebne. A to nie były wszystkie przesyłki, bo później zaczęłam odmawiać.
- Siedziałam i płakałam między tym wszystkim z poczuciem, że przecież powinnam to przerobić, żeby nikt nie wyrzucił i że przecież nie potrafię potem ludziom mówić, żeby to kupili. Na ten rok zrobiłam nawet rozpiskę 12 motywów, na każdy miesiąc, że może jednak będę tą Typiarką od mody. Po pierwszym znowu płakałam, że to jednak nie ja. Że tego nie rozpędzę.
- Straciłam prawie 70 tysięcy złotych na marzenie o kamperze. Gość, który mnie oszukał wstawiał rodzinne zdjęcia ze świąt na Facebooka, a ja drżałam, że muszę wydać kilkaset złotych na badania i zdrowie, choć nie chcę z tym dyskutować. Tak, to były moje oszczędności. Nie, prawdopodobnie nie uda mi się odzyskać pieniędzy. Wiem – częściowo sama jestem sobie winna.
- Na początku lutego przestał działać mi brzuch. Jakby ktoś wyłączył w środku zasilanie, dosłownie. A brzuch jest znaczną częścią człowieka i jak nie działa, to jest bardzo ciężko. Bardzo. Nie ma się siły wstać i każdy dzień jest taki, że wszystko jedno. Bo nic nie działa i nawet nie można tego przespać. Odwiedziłam tylu lekarzy, że nie mam nawet tylu znajomych. W aplikacji Enel Med byłam częściej niż na Instagramie, dostałam tyle leków, że w całym swoim życiu tyle nie brałam, a z wyników badań mogłabym zacząć składać e-booka. I nadal nie mam diagnozy. Nadal jest ciężko.
- Przestałam odczuwać i zobojętniałam. Jakby ktoś tym razem zamroził mi emocje. Oprócz płaczu, bo płakałam to dużo. Jakby Bałtyk miał kiedyś wyschnąć, to bym mu dolała. Kocham Bałtyk i tam byłam ostatnio najszczęśliwsza. Zaczęłam się odcinać – od ludzi i Internetu, jak kiedyś rodzice grozili, że odetną internet. Nie miałam siły rozmawiać i mówić, że wszystko w porządku, bo nie było. I nie miałam siły na prawdę, bo ludzie pomyśleliby, że jestem najsmutniejszym człowiekiem świata i że tam utknęłam. A ja bardzo chciałam być znów szczęśliwa.
- W tym roku od nowa postanowiłam sobie, że cały przebiegnę. Regularnie biegam od kilku lat, ale w zeszłym to pamiętam, że miałam dni, które chciałam wymazać gumką i próbowałam przespać. Żeby nie wyjść i nie mieć wyrzutów sumienia. A to bieganie to czasem najskuteczniej wyciąga z łóżka. Choć równie czasem się nie chce. Ale wiem, co będzie, jak tego nie zrobię, to robię. Ścigam się z mercedesem, który rozwozi drożdżówki i czasem czuję rozczarowanie, jak się jednak miniemy, bo nie synchronizujemy zegarków. Bo wtedy nie mogę sztachnąć się bagietką 🙁
- Przesłuchałam pół internetu o problemach z brzuchem, diecie, aktywności, ludziach i ich przypadkach. Strasznie mnie to wciągnęło, a między słowami szukałam powodu, do którego mogę się jeszcze przyczepić, żeby sprawdzić to u siebie. Jak zagadka bez rozwiązania. Doszłam do wniosku, że gdyby teraz przyszło mi wybierać studia, to wybrałabym dietetykę. Albo psychologię. Albo i nawet to połączyła. Dowiedziałam się mnóstwo ciekawych rzeczy, słuchałam podcastów nawet przy bieganiu (wcześniej sobie tego nie wyobrażałam), a potem trafiłam w taką fitnessową część sieci, gdzie ci wszyscy ludzie tworzą pewną społeczność i bardzo się wspierają. Poczułam, że ja nigdzie tak nie należę i że tego mi brakuje.
- Doszłam do tego, że potrzebuję przestrzeni i pieniędzy, żeby zająć się zdrowiem w pierwszej kolejności. Odjąć strachu i zmartwień związanych z działalnością. Poszukać nowej drogi. Czy coś. Poukładać na nowo wszystko, przemeblować, przemyśleć, odzyskać czucie i taką zwykłą chęć do wstawania rano. Posklejać się jak rozbity wazon kropelką. I przyznać przed sobą, że po prostu nie wyszło. Że jest mi okropnie przykro i gdyby Bałtyk miał wyschnąć, to mogłabym mu słonej wody dołożyć, co napływa do oczu.
- Już więcej nie chcę udawać, pudrować zdarzeń jak nos, bo każdy puder się kiedyś ściera. A pod spodem wcale nie jest lepiej. Potrzeba mi czasu, nowego sensu i nowych powodów do wstawania, żeby te przeszłe odpuścić. Żeby przytulić się do Bałtyku w wakacje. To wszystko.
Nie zdałam tego życiowego egzaminu, choć w podstawówce to miałam czerwone paski. Ale w szkołach o życiu nie uczą, trzeba samemu. Wypłakać, co swoje i radzić sobie jak z niezapowiedzianymi kartkówkami. W dorosłym życiu nie można nikomu zgłosić nieprzygotowania ani poprosić o usprawiedliwienie. Nawet jak boli brzuch. I wszystko w środku. Aż trudno oddychać. Odpowiedzialność.
Bardzo chcę odzyskać taką codzienną, zwykłą radość. Znaleźć nowy cel, marzenie i móc powiedzieć w końcu, że jestem szczęśliwa. Zbudować sobie życie na nowo, bo może właśnie po to wszystko runęło.
Życzę sobie i Wam – tych zwykłych powodów do wstawania rano i żeby ich nie zabrakło.
Typiarka