Ostatnio tak pomyślałam. Pomyślałam, bo są duże różnice między ludźmi z miasta od zawsze a tymi, z małych miejscowości. Różnice są w dorastaniu, rodzinach, rodzeństwie i sytuacjach finansowych. Różnice są w możliwościach, poznawaniu ludzi i drzwi do wielkiego świata, jakąkolwiek miałby definicję.
Bardzo wcześnie zaczęłam pracować. Od razu na studiach, ¾ etatu w nieregularnych godzinach, weekendach, wieczorach i popołudniach. No i wakacjach. Nie brałam udziału w studenckim życiu, imprezach do rana i wspomnieniach z młodości. Dziecięce lata upłynęły na pomaganiu mamie, sprzątaniu domu, odrabianiu lekcji, aby przypadkiem nikt w klasie nie miał lepszych ocen. W imię zasady, posłuszeństwa i nie swoich nadziei, bo dzieci na początku nie rozumieją udziału w wyścigach. Nie było też miejsca na poznawanie siebie, próbowanie nowych rzeczy i nocowanie u koleżanek. Nie było pieniędzy na kolonie, ferie i wyjazdy świąteczne. Ale też niczego też nie brakowało. Wynik tamtych czasów, w tamtym miejscu, z tamtą wiedzą i świadomością. Teraz pewnie byłoby zupełnie inaczej.
Nie myślałam o tym, póki zaczęłam zderzać różnych spojrzeń i światów ludzi w podobnym wieku. Właściwie same się zderzały, bo na pytania, czy próbowałam czegoś, byłam gdzieś albo poznałam coś – odpowiadałam zwykle przecząco. A potem pomyślałam, że muszę być okropnie nudna i że całe te ciekawe lata, które przypadają na wiek przed dorosłością – minęły. Że przegapiłam. Nie odzyskam. Nie poznam. Nie będę miała takich wspomnień.
Czasem potrzebuję sama sobie tłumaczyć i przypominać, że wtedy było tak trzeba. Że nie było innego wyjścia, jak to we wczesną dorosłość. Że beztroska została gdzieś pominięta, a za nią zgubiła się dziecięca radość i wolność. Że trzeba było sobie radzić i może nawet to było jakieś świadectwo wartości, jedyne, którego kurczowo się trzymałam. Które pokazywało, że się tę radę właśnie daje i łatało puste miejsca, żeby nie czuć za wiele.
Rozumiem to wszystko ze swojej perspektywy. Nie mam nic za złe wcześniejszym latom, bo wiem, że było wtedy zupełnie inaczej. Rozumiem ograniczenia, rzeczy, które się działy i te, które się nie wydarzyły. Tylko czasem mam wrażenie, że ludzie bogatsi we wspomnienia z młodości, o innych startach i możliwościach – rozumieją to inaczej. Bo mieli inaczej.
Dziwią się, czemu ktoś nie robił tych wszystkich, szalonych rzeczy. Nie wyjeżdżał, nie był, nie imprezował przez długie tygodnie. Nie szalał, nie jeździł autostopem, na kolonie, obozy i nie próbował grać na instrumentach.
Szczerze obawiam się nie raz tych ocen. Bycia nieciekawą, odrzuconą na starcie, niewystarczającą. Obawiam się, że nie zasłużę na czyjąś uwagę albo cierpliwość, żeby poznać się wzajemnie, szczerze i nie przez pryzmat doświadczeń, których nie było.
Tak naprawdę myślę, że różni od siebie ludzie mogą wzajemnie sobie dużo pokazać. Opowiedzieć o świecie, doświadczeniach, otworzyć siebie i drzwi, które do tej pory nie były dostępne. Że to działa w obie strony, byle dać sobie szansę, trochę czasu i nie oceniać zbyt szybko, jak ocenia się ludzi na Tinderze, przesuwając w lewo lub prawo i nic o nich nie wiedząc.
I choć staram się tworzyć wspomnienia obecnie, w dorosłym już życiu, czasem jest mi po prostu przykro.