Jeśli uczyć się, to od innych

Pewnego dnia i nawet całkiem niedawno, słuchałam rozmowy, której tytułu już nie pamiętam. Za to zapamiętałam z niej coś innego. Coś, co dało mi do myślenia, czemu przyznałam w środku rację i mogłabym powiedzieć głośno, gdyby ktoś mnie zapytał.

Nie mniej i nie więcej chodziło o to, że tak naprawdę dużo możemy nauczyć się od siebie wzajemnie. 

Trafiło to do mnie i we mnie jednocześnie, choć to jedna z tych oczywistych prawd, o których na co dzień się zapomina. Bo nic lepiej nie uczy świata niż doświadczenia. Żaden podręcznik z teorią, ciastko z wróżbą i tarot u wróżki. Tylko my sami.

Właściwie zaczyna się od rodziców w domu, nauczycieli w podstawówce i starszych kolegów na podwórku. Ktoś potyka się pierwszy, ktoś pierwszy rozbija kolano i ktoś pierwszy pokazuje układ kostny w podręczniku do biologii. Podstawy życia.

W dorosłości na rowerze jednak jeździ się bez kół pomocniczych, nikt nie stawia ocen za przewroty na WFie, choć fikołki czasem bywają spektakularne. Książki interpretuje się na własny sposób i własną wrażliwość zamiast tej u pani od polskiego, a z matematyką to bywa różnie. Znika warstwa ochronna, odpowiedzialność rodziców i od tej pory samodzielnie płaci się za wszystko. Za mleko w kartonie i błędy w decyzjach. Za kruche ciastka, pokruszone serce i plastry z opatrunkiem. Za rachunki, ratę kredytu i odważną zmianę, jeśli się w życiu pojawia. Za wszystko to, czego w szkole nie było i co w dzieciństwie wydawało się łatwiejsze.

I jakikolwiek bilans zysków i strat by nie był, to wynikiem równania zawsze jest doświadczenie. 

To samo, którym potem można się podzielić.
Ostrzec, przed czyimś rozbitym kolanem na tej samej przeszkodzie. Podłożyć miękki materac, kiedy akurat ktoś się potknął i jeszcze dodać trochę nadziei, jeśli akurat jej zabraknie. Powiedzieć, w jaki sposób coś się zrobiło, bo żadnym sezonie Galileo nikt nie wyjaśnił. Podsunąć pod nos chusteczki, wywołać łzy szczęścia, wzruszenia i uczucia, że przecież ma się podobnie. Otulić słowami jak ciepły kocyk, zimny prysznic i zależy, w który z czułych punktów się trafia. Jak podpowiedzi w grze Memory na komputerze, po naciśnięciu prawego klawisza myszki.

Czasem naprawdę wystarczy jedno wypowiedziane zdanie. Czasem rozdział albo i cała książka. Przypadkowy fragment. Rozmowa. Żeby poczuć się lepiej, nie samemu i żeby znaleźć odpowiedź. Albo wsparcie. Zrobić krok w jakąś stronę, choć jeszcze nie wiadomo, czy dobrą. Przeczytać inne spojrzenie, połączyć ze swoimi wnioskami, poukładać myśli.

Niby nic takiego, a jednak…