Złości mnie trochę takie podejście – wszystko albo nic. Zero jeden. Tylko nie jestem pewna, dla kogo… Ci, którzy nienawidzą poliestru, jednocześnie codziennie korzystają z kanapy, używają parasola i zakładają zimową kurtkę. Kupują za to świadomie bawełniane koszulki, które czasem trudno zweryfikować, czy będą służyły do pierwszego prania czy dotrwają roku. A potem może się okazać, że na 5 bawełnianych koszulek przypadnie 1, która miałaby domieszkę poliestru.
Mam problem z tym i z treściami “za” i “przeciw”, bo wydaje mi się, że po prostu większość ludzi nie rozumie ubrań. Mało kto wie, że akryl tak naprawdę był wytworzony na podobieństwo włókna wełny – jest podobnie puchaty i wbrew wszystkim opiniom sprawia, że jednak w uszy jest ciepło, kiedy założyć czapkę z pomponem. Inną kwestią jest to, że produkuje (i kupuje) się NADMIAR.
Ze wszystkim tak jest.
Jeśli w diecie jest za dużo pączków, to nie jest to dobre dla ciała. Jeśli na co dzień jest za dużo poliestru, to nie jest to dobre dla środowiska. Bawełny zresztą też. A oprócz środowiska, długich procesów rozkładania i zużycia zasobów przy produkcji, dochodzą do tego przekonania i tacy weganie na przykład muszą się ciężko zastanawiać, bo z jednej strony nie chcą wspierać nieetycznego traktowania owiec i zbiorów wełny, a z drugiej pozostanie im długo rozkładający się akryl. Można byłoby tak wyliczać i licytować się na konsekwencje i nie wiem, czy znalazłby się jakiś porządny kompromis między wszystkim.
Dla mnie, takim kompromisem jest… UMIAR.
- Bo wiem, że domieszka poliamidu w płaszczu jest po to, aby go było łatwiej utrzymać w czystości i żeby służył dłużej.
- Wiem, że gdybym biegała w bawełnianej koszulce, to wróciłabym cała mokra i odechciałoby mi się tego biegania raz na zawsze.
- Wiem, że czapka z poliestru lepiej ochroni mnie przed zimnem niż bawełniana, jeśli obecnie nie stać mnie na wełnianą i ręcznie robioną, a potrzebuję na już.
- Wiem, że bawełniana, wiosenna parka nie ochroni przed żadnym deszczem, choćby nawet nie padało tak mocno.
- Wiem, że wiskoza okrutnie się gniecie i mimo, że na lato wszyscy robią ubrania z wiskozy, to bym jej nie wybrała. Zużywa całe mnóstwo wody i chemikaliów przy produkcji i nie jest naturalnym włóknem, jak wszyscy myślą.
- Wiem, że na zimę wybiorę puchową kurtkę z poliestru, który zatrzyma śnieg i utrzyma ciepło jak trzeba, bo jestem za mało elegancka na płaszcze.
- Wiem, że bawełna wcale nie oddycha, a w poliestrze wcale się nie poci tak, jak mówią. Bo każde z włókien ma swoje właściwości, tylko no właśnie… mało kto je rozumie.
To ja chciałabym wytłumaczyć i nie biorę tego wszystkiego z powietrza, bo na piątkę obroniłam tytuł inżyniera włókiennictwa na łódzkiej politechnice. Wiem trochę więcej niż przeciętny człowiek o tekstyliach i to, o czym nie piszą w ubraniowych poradnikach. Postanowiłam, że się tym podzielę – żeby lepiej rozumieć ubrania. Żeby lepiej wybierać. Żeby nie gromadzić nadmiaru sobie i środowisku.
Dietetycy ostatnio ze wszystkich diet wybierają zasadę 80:20, gdzie 80% to jedzenie, które jest odżywcze i dostarcza wszystkiego, co trzeba, a 20% to miejsce na słodycze i inne pizze, żeby nie zwariować. Okazuje się, że to działa najskuteczniej i że można pomieścić naprawdę wszystko. To czemu by nie zrobić tak w tekstyliach?