Każdy czasem je ma – te małe trzesięnia ziemi. Swoje własne, niepodlegające niczyjej ocenie i w danym momencie największe. Takie, po których patrzy się na wszystko inaczej, które nagle działają jak sok z gumijagód i które potem tę siłę zabierają, że nie można z łóżka wstać przez dwa dni. Bo ja na przykład nie wiedziałam, że mogę tak szybko biegać nie ścigając się na ostatnim kilometrze na zawodach, kiedy już widać metę. Nigdy nie czułam …
Małe trzęsienia ziemi
