Właśnie mija tydzień od konferencji See Bloggers, dużej na 2500 osób, na którą poszłam po to, żeby posłuchać ludzi mądrzejszych od siebie. W zgłoszeniu napisałam, że ze mnie taki twórca w przestoju, że mam swój Gap Year w dorosłym życiu i potrzeba mi inspiracji. No to ją dostałam.
I się dostałam – na te prelekcje właśnie.
Zaczęli przychodzić – ci wszyscy piękni ludzie, jak na zdjęciach w Internecie, w idealnej siatce, na idealnym koncie. Mieli modne ubrania, wymodelowane włosy i pełne makijaże, a ja miałam tylko blizny na kolanie. Zobaczyłam od środka i trochę bardziej z bliska, jak wygląda ich świat, jak kręcą relacje, jak telefony są częścią ich dłoni i jak potrafią kreować idealną rzeczywistość, choć tak naprawdę bywa różnie. Tylko po drugiej stronie ekranu, wszyscy w te kreacje wierzą i nie dzielą przez dwa.
A czasem wyszłoby im to na dobre.
Jak tworzyć angażujące treści w Internecie?
Michał Piróg powiedział, że robimy sobie krzywdę i wprowadzamy w dezinformację. Że nie można mylić Influencerów z osobami, które mają wpływ. Żeby odróżnić tych, którzy sprzedają siebie marce za materialne korzyści od tych, którzy wnoszą coś naprawdę.
Do tej pory mówiło się, że papier przyjmie wszystko. Okazuje się, że ekran też. Telewizja jest iluzją, a w pewnym momencie tym samym stał się Instagram.
Bardzo się na to złoszczę, bo sami sobie wykreowaliśmy te nierzeczywiste światy i piękne obrazki. Wpędziliśmy w kompleksy, własne pułapki, a teraz trzeba mówić, że życie jednak tak nie wygląda. Ja też w to wpadłam i między porównaniami zaczęłam myśleć o tym, że jestem nic nie warta.
Że nie mam takiego życia jak z obrazka.
Że robię za mało i jeszcze nic mi z tego nie wychodzi.
Że moja rzeczywistość jest zbyt nudna do pokazania i w ogóle na poziomie -1 w stosunku do innych.
Marta Wojtal powiedziała, że modowa sesja do portugalskiego Vogue nie miała żadnego odzewu. Pokazane ciało w kostiumie kąpielowym by miało.
Monika Jurczyk mówiła o tym, że chce się czuć potrzebna – jej rola jest wtedy spełniona. Że to kwestia tego, kto chce co przekazać, bo czasem ludzie robią wszystko, żeby uzyskać zasięgi i to jedyny ich cel. A potem okazuje się, że wszyscy podróżują do tych samych miejsc i robią te same zdjęcia. I że ścieżki są wytarte tak bardzo, że można się na nich poślizgnąć.
Nikt nie powiedział o technicznej kwestii Instagrama. Nie było mowy o tym, żeby publikować w poniedziałki i piątki o 18, a w pozostałe dni o 7 rano. Nie było mowy o hasztagach, długich albo krótkich postach, zdjęciach w kwadracie czy prostokącie. Wszyscy mówili o tym, że wcale nie mają przepisu na angażujące treści i nie wiedzą, jak działa algorytm. Że po prostu robią to, co podpowiada im intuicja, jak czują i jak jest naprawdę. Że jeśli już zajmują komuś czas to chcą, aby te treści były tego warte, bo czas jest największą zapłatą, której się już nie odzyska i z której reszty się nie wydaje.
Siedziałam, słuchałam i zaczęłam się zastanawiać, czy ten algorytm Instagrama w ogóle istnieje. I że bardzo bym chciała, żeby tym najlepszym i najbardziej zasięgowym była właśnie szczerość.
Myślę, że byłoby nam wygodniej w tych naszych życiach na co dzień.
Potrzebowałam posłuchać o tej prawdzie właśnie, której nie warunkuje się grubością portfela i ilością lajków pod zdjęciem.
Bo każdy ma swoją ścieżkę i swoją prawdę. Każdy ma inny start, inne możliwości, inne przeszkody po drodze. Każdy ma inne wartości, cele, postanowienia noworoczne, zeszłoroczne i jakiekolwiek jeszcze. A czasem patrzymy w te ekrany i przeżywamy nie swoje życie.