Ciche dni

Czasem potrzeba. Czasem tak bardzo potrzeba posłuchać nic, że aż boli. Mnie ukuło jakiś czas temu i tak zostało do teraz, nie mam nic przeciwko, niech sobie pobędzie.
W pewnym momencie drażni – gwar w pracy, muzyka z głośników, dźwięki z filmów i w ogóle za dużo na raz.
Bo kiedyś to mogłam cały dzień nawet słuchać piosenek, żeby lepiej się szyło, biegało i kręciło hula hopem rano. No i już nie mogę.
Kiedyś nie wyobrażałam sobie jak to w tej ciszy cały czas można być, a teraz jestem.
Kiedyś prawie równolegle z otwarciem oczu odpalałam komputer, żeby włączyć Spotify, a teraz to może sobie poczekać do późnego popołudnia. Już nie czuję potrzeby.

W ciszy czytam co rano książkę, piszę, szyję. Słyszę, jak lodówka burczy, kot sąsiadki zdobywa moje okno co najmniej tak, jakby wdrapywał się na Rysy. Jak ktoś wchodzi po schodach na klatce i mogę zgadywać na które piętro i co sąsiad z góry ma do powiedzenia, bo po rurach głos się czasem niesie. A potem co najwyżej włączę czyjś głos gdzieś w sieci i posłucham, co ma do powiedzenia. Tak całkiem kojąco.

I już nie jest za głośno, nie ma słów tylko dla podtrzymania, szeptów. Nic nie drażni, powietrze szumi, liście szeleszczą, metalowa półka znów z hukiem spada w łazience. Na górze czasem ktoś szura, tramwaj jeździ trochę głośniej niż zawsze i wieczorem ten świat tak kołysze do snu i powoli dźwięk przycisza.

Ta cisza jest naprawdę bardzo w porządku – tak na co dzień i między ludźmi też. Bo nie raz to tak się wydaje, że może niezręcznie, że cały czas trzeba mówić, produkować coś albo się, opowiadać, coś musi grać. A pobyć sobie, tak po prostu to bardzo dobre doświadczenie. Tak spokojnie, najzwyczajniej zupełnie, cicho, błogo, kojąco. Czasem sama obecność jest wystarczająca, oddech i przepływające powietrze. Tak można trwać, ile tylko potrzeba i wcale z tym nie walczyć, bo jak czuć, to czuć najlepiej.

I czasem potrzeba też zniknąć. Odłączyć się od tego, co przekazuje Internet, nie sprawdzać co u innych i gdzie tym razem ktoś poleciał. Bo to dobrze być jednak bardziej w swoim życiu niż innych. Słońce potrafi wstawać tak samo ładnie jak gdzieś daleko, tylko już nikt się nie zachwyca. Czasem to nawet mi tak w środku przykro, że za najwspanialsze uznaje się to, co gdzieś indziej, daleko i docenia dopiero słoną wodę morską, do której trzeba dolecieć samolotem. A ta codzienna, w Bałtyku też miło szumi.
No i to fajne, mieć możliwość i przeżywać trochę życia gdzieś indziej, ale poza tym, doceniać te dobre cząstki codzienności, bo naprawdę potrafią być przyjemne.

No to polecam posłuchać, jak burczy lodówka.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *