Dokąd jeżdżą pociągi?

Dokąd jeżdżą pociągi?

Pewnego dnia pomyślałam sobie o tym, że chciałabym być Turystką. Nigdy nią nie byłam, tak naprawdę. I chciałabym sprawdzić, dokąd dojeżdżają pociągi, skoro wszyscy latają samolotami. Odwiedzić Toruń pachnący piernikiem. Sprawdzić, w którym miejscu Polska brała ślub z Bałtykiem. Pójść w kierunku Wolności, co leży nad jeziorem. Przespać się w starej piekarni w Olsztynie. Zjeść rogala w Poznaniu. Przypomnieć sobie o Japonii w górach, bo pewna Japonka ma tam pensjonat i serwuje najlepsze tofu z taką atmosferą, że nie chce się stamtąd wyjeżdżać.

Zawsze bałam się przesiadek. Jazdy pociągiem też. Że wsiądę w nie ten, co trzeba, pojadę gdzieś daleko i nie będę wiedziała, co zrobić albo jak wrócić. A pociągi mają większe odległości między przystankami niż tramwaje. A potem pomyślałam sobie, że jakby trafić na przesiadkę, co trwa co najmniej pół godziny, to chyba zdążę nawet, jeśli na dworcu miałabym się zgubić. I że te pociągi to na czołach mają napisane, gdzie jadą. Że to może nie takie straszne. No i jeśli bym się już pomyliła, to ten gość, co sprawdza bilety powie mi, że jadę nie w tę stronę, co zamierzałam.

Pamiętam, jak regularnie kupowałam bilety na pociąg relacji Łódź – Poznań i odwrotnie. Bardzo lubiłam szykować się na kilkugodzinną podróż, bo wcześniej pociągiem jeździłam niecałą godzinę. Miałam mały rytuał, zabierałam ze sobą kilka form rozrywki  i pomidorki koktajlowe z bagietką na drogę. Brałam książkę, kolorowankę, mazaki i słuchawki, bo nigdy nie wiedziałam, na co będę miała akurat ochotę. Do pomidorków kupowałam hummus albo inną sałatkę w Biedronce na dworcu, bo zawsze byłam głodna po drzemce. I przyjeżdżałam wcześniej, żeby zająć sobie miejsce przy oknie i móc się pogapić po drodze na świat i nie przegapić swojej stacji. Polubiłam pociągi.

No to teraz chciałabym sobie nimi pojeździć i pokorzystać z tych torów, co ciągną się po Polsce. Pojechać dalej niż mogę dojść, bo auta nie mam, zresztą pociągi mają swoje własne tory na uboczu i gdyby były ludźmi, to na pewno byłyby introwertykami. Bardzo chcę poznać nowe miejsca, zobaczyć jak tam jest i jak mają się ludzie. W byciu gdzieś indziej najfajniejsze jest to, że samemu w obcym miejscu jest się anonimowym. Że nawet, jeśli zrobi się coś głupiego, to nikt nie będzie pamiętał, bo za kilka dni zniknę. I że mogę sobie patrzeć na tych ludzi, dla których życie jest zwykłe, a dla mnie zupełnie nowe.

To jedno z najfajniejszych uczuć, to bycie anonimowym gdzieś indziej. Że w tym miejscu są wszyscy nieznajomi i wszyscy zajęci swoimi życiami. Mają inne przyzwyczajenia, inną codzienność, a czasem nawet inaczej mówią. Jeżdżą inną linią tramwajową, mają inną ulubioną piekarnię i inne ulubione miejsca na spacery. I wszystko jest dla nich takie znajome. A Tobie nawet oddycha się inaczej i inaczej słychać deszcz, bo uderza nie o ten parapet, co zawsze.

Nigdy też nie ciągnęło mnie jakoś do muzeów czy atrakcji wybitnie turystycznych. Może za wyjątkiem zamków, bo zawsze lubiłam popatrzeć, jak żyli królowie, czy mieli wygodne łóżka i jak bardzo eleganckie suknie po same kostki. Jak w jakiejś baśni, co się nie wydarzyła, choć jednak była prawdziwa. Uwielbiam za to boczne uliczki, gdzie dzieje się poza turystyczne życie. Uwielbiam kamienice przy rynkach, stragany z magnesami i zgubić się gdzieś po drodze. Uwielbiam zabrać kawę na wynos i pogapić się na przechodniów.

Każdy ma swój sposób turystyki. Szuka śladów historii, odhacza to, co powinno się zobaczyć albo sprawdza, gdzie parzą najlepszą kawę i chce się przekonać, czy aby na pewno. Jedni wynajmują najlepsze hotele, inni namioty albo łóżka w hostelu. Jedni całe dnie moczą się w basenie, a inni wspinają się na góry. Albo  na drzewa. Ale póki w środku jest ciekawość, to warto tak – po swojemu, poodkrywać. To taki mam właśnie plan, żeby zajrzeć w różne miejsca nieturystyczne, choć odległe i inne, niż te moje codzienne. Wykorzystać lato, najdłuższe dni w roku i pobyć w nie swojej rzeczywistości. Przeżyć przygodę, pospać w  pociągu, popatrzeć przez okno, aż będzie niewygodnie. Pić kawę w innym miejscu, budzić się w innym łóżku, chodzić innymi uliczkami.

I tak po prostu pobyć. Tak szczerze i tak mocno, aż zadrży w środku, jak kiedyś szyby w segmencie u babci.