To niezbyt popularne, żeby jesienią pisać o samotności zamiast o ciepłym kocyku i dyniowym latte. Tak się składa, że tej jesieni się bardziej obawiam niż cieszę, że w końcu będzie można oglądać seriale w długie wieczory i to bez żadnych wyrzutów sumienia, bo na dworze jest ciemno i zimno.
Świat od dawna przedstawia beżową wizję jesieni, ciepłych skarpetek i pękatych kubków w kształcie dyni. Pachnące świece mają poprawiać nastrój, portale internetowe szykują artykuły co oglądać wieczorami, a w blokach wiszą już ogłoszenia, żeby odkręcić kaloryfery i sprawdzić, czy aby na pewno dobrze grzeją.
Tylko nie ma nic na samotność.
Taką, którą się czuje czasem zbyt mocno, otula ciało jak ciężka kołdra obciążeniowa i trudno się spod niej wydostać. Wtedy te wszystkie seriale i nawet kubek ciepłego kakao nie są w stanie złagodzić objawów, bo na uczucia nikt jeszcze lekarstwa nie wymyślił.
Mogłabym tak właśnie udawać, kupić miękki koc, kapcie i herbatę trochę lepszą niż ekspresową w torebkach, ale wiem, że w żaden sposób to nie zapełni pustki.
No bo co, jeśli z tą jesienią nas oszukali…?
Samotność pory roku sobie nie wybiera, ale kiedy kończy się lato, słońce i długie dni, to czuć ją bardziej. Kiedy przebywanie na dworze od wschodu do zachodu słońca staje się mniej przyjemne, możliwe i świat wcześnie gasi światło. Kiedy wraca się do pustego pomieszczenia, w którym nie ma innego życia i można tylko zaglądać sąsiadom w okna, jeśli nie zasłaniają ich szczelnie żaluzjami. Kiedy Pustka rozgaszcza się w sercu coraz bardziej, choć nikt jej o to nie prosił.
Ona zawsze jest sama, ta Pustka – chłodna, niebieska i niekochana. Wyziębia środek, zamraża emocje i właściwie nie wiadomo, czy można ją przytulić, czy jej nie ruszać, aż kiedyś sama stopnieje.
Czy trzeba jej więcej ciepłego kakao, zimnego powietrza z otwartego okna i czy można ogrzać ją termoforem.
Czy łagodnieje od mleka sojowego z cukrem, zupy dyniowej i dobrych snów, które śnią się za rzadko.
Czy można przekupić ją jabłkami z cynamonem, kruszonką i świątecznym piernikiem, czy dopiero tym słońcem w lato, na które długo się czeka.
Nie jestem pewna, czy istnieje inne lekarstwo na samotność, jak obecność drugiego człowieka. Ciepło złożone z bliskości, spojrzenia w oczy i ramion, w których można się schować. Wzajemne rozmowy, radości, zagadki i niepewności, które łatwiej rozwiązuje się wspólnie niż w pojedynkę. Miły głos co rano, dwa kubki na kawę i poczucie, że jest do kogo wracać.
Wbrew całej obudowie dzielnych ludzi nie do pary, tym razem myślę, że pomyliłam bardzo boleśnie samodzielność z samotnością. I że ludzie siebie wzajemnie jednak potrzebują. Wspólnego czasu pachnącego szarlotką, dzielenia się kocem i piankami w kakao. Własnego ciepła, tego z piekarnika i od wsparcia, kiedy tylko potrzeba. Wymiany spojrzeń, uścisków, myśli i czasem swobodnego milczenia. Bycia obok i poczucia, że obok się jest.
Z jesiennych przepisów na pustkę wybieram ciepłe kakao na mleku sojowym, na którym nie robi się korzuch. Czytanie książek przed snem i gotowanie rozgrzewających zup, bo do szarlotki z kruszonką nie mam piekarnika. Parzenie większej ilości kawy niż zwykle i artystyczne zajęcia nawet, jeśli miałyby z nich nic nie wyjść. Zimne spacery z ciepłym szalikiem, ogrzewanie rąk kubkiem bez ucha i tylko czasem płakanie we własny rękaw, choć dobrze, że już długi.