To na pewno jakoś się fachowo nazywa – ten rodzaj tęsknoty. Siódmy dzień izolacji, której nie chciałabym więcej przechodzić. Nie złoszczę się na nią i rozumiem, że pojawić się musiała, choć wcale nieproszona, ale przyjaciółkami to jednak nie zostaniemy.
Bo tak tęsknię – za tym, że mogłam biegać, gonić co rano furgonetkę z drożdżówkami, pozdrawiać dozorcę dwa bloki dalej i śpiewać po drodze udając tego piosenkarza, który właśnie zaczyna swój występ w słuchawkach.
Tęsknię też za tym, że nie spróbowałam jeszcze jazdy na wrotkach i mogłam tego nie zrobić. Nie upiekłam pianek w ognisku i nie przebiegłam maratonu na medal. Nie nauczyłam się kręcić teledysków i nie pojechałam na śniadanie do Francji. I nie zakochałam się na zabój pomiędzy.
Bardzo by mi tego wszystkiego było szkoda, gdyby miało się nie wydarzyć.
Zrobiłam wstępną listę przeżyć na kolejny rok. Ten mnie trochę podoświadczał i jeszcze się nie skończył – nic mu nie mam za złe, a grudzień będzie najwspanialszym miesiącem w roku.
Nie wiem tego na pewno, ale rzeczy niewypowiedziane nie istnieją, więc jakby nie ma już wyjścia 🙂 Podobno też, jest o wiele więcej lepszych spraw, na które warto tracić energię niż snucie teorii, że miałoby być źle albo tylko gorzej. Niech będzie jednak wspaniale.
I zamiast to wszystko odkładać, chcę realizować. Bo to można tak, czekać na właściwy moment, który może nigdy nie nadejść. Czasem tak robimy, bo myślimy sobie, że jak coś się wydarzy, to dopiero się zacznie. Że od pierwszego, od poniedziałku, od zmiany miejsca, potem bywa różnie, a czas można cofnąć tylko w zimę i to o godzinę. A teraz, teraz można po prostu próbować – z tym co jest, z tym co się ma i na ile pozwala wszystko wokół.
W tej całej izolacji poczułam jeszcze coś. Że już nigdy nie chciałabym być tak ograniczona. Że o zdrowie i o siebie dobrze jest dbać, bo jeśli (odpukać) zadzieje się coś poważnego, to część rzeczy trzeba by odłożyć albo skreślić. A tego nie chciałabym robić. Nikt by nie chciał.
I ograniczona w ogóle – przez wszystko, co materialne, miejsca, czyjeś opinie. Czasem to mocno hamuje i bardzo dobrze o tym wiem, bo mnie też. Ale każdy może myśleć co chce i robić co chce. Jeśli nie krzywdzi tym innych – wszystko jest w porządku i nikomu nic do tego.
Za rok nie będę już za tym wszystkim tęsknić, tylko opowiem, jak to jest przebiec maraton, jeździć na wrotkach i jak smakują pianki z ogniska. Albo nagram, bo planuję jeszcze własny podcast, żeby sprawdzić, jak to jest prowadzić audycję radiową i słuchowisko. No, prawie 🙂
Życzę nam wszystkiego wspaniałego i więcej wspomnień niż tęsknot za tym, czego jeszcze nie było.