Kiedyś, pewien chłopiec powiedział mi, że nie mógłby mieć dziewczyny, która nie ma prawa jazdy. Nie miałam szans, choć wydaje mi się, że to wcale nie usterka, ale wiadomo – różnie bywa.
Prawo jazdy zrobiłam, a chłopca no cóż, nadal nie mam. Może jedynie wyższą pozycję w rankingu o oczko lub dwa.
Ale po kolei.
Bo kiedyś, kiedyś to wyglądało inaczej. Powodzenie mierzyło się ilością otrzymanych walentynek, a w zeszycie A5, grubym minimum na 80 kartek i odpowiedzi na 100 pytań było to jedno – o IDEAŁ sympatii.
On, wiadomo – wysoki brunet lub blondyn, oczy niebieskie królewskie, dobrze zbudowany, wystarczy.
Ona – wysoka lub niska, oczy zielone, włosy ciemne, kręcone, proste i blond, najlepiej długie. A potem można było z szybko bijącym sercem i nie mniejszym rumieńcem dociekać, czy aby to na pewno o mnie i może jednak w słońcu te oczy z szarych zmieniają się w zielone.
Teraz powinny być pytania dodatkowe. O zawód, pracę, pozycję i wysokość zarobków. O plany na przyszłość, ilość dzieci, dom czy mieszkanie i jak to będzie z gotowaniem. I o to, na którym się śpi boku, żeby się nie okazało potem, że jest niewygodnie.
Inny chłopiec powiedział, że jeśli nie jem mięsa, to się nie dogadamy. Może to o jeden temat mniej do rozmowy, a może jak kochać, to na całego, a tutaj do pełni czegoś brakuje. Do mięsożerców nic nie mam i każdy wybiera co lubi, ale ten gość miał rację – przestaliśmy rozmawiać.
Kolejny przypadek i -10 punktów za spanie na prawym boku, choć nigdy się nie zastanawiałam, na którym zasypiam. Ale on wolał kłaść się jednak na lewym, a może tak naprawdę bał się po prostu, że spadnie z łóżka, jeśli zaśnie inaczej. Nie dowiedziałam się.
A potem, potem usłyszałam, że szwaczka z kamperem to dopiero hardcore i niezły żart w ogóle. Nie uważam, żeby szwaczki były w czymkolwiek gorsze od firm remontujących mieszkania, a marzenia są po prostu od spełniania.
No i te żarty to jednak na świecie bywają lepsze.
Wstawanie rano – totalnie nie do przeżycia, a jedno przecież nie może budzić się wcześniej niż drugie albo w ogóle jeszcze przed budzikiem.
Choć często zaczyna się całkiem jak w bajkach albo komediach o miłości, co to się kończą happy endem, nie mogę narzekać. Niespodziewana wiadomość, spotkanie po latach, karteczka na oknie, przypadkowe spojrzenia, ogólnie bardzo romantycznie. Tylko krótko, ale filmy też trwają do dwóch godzin w sumie.
Bo wiecie, mi się tak wydaje, że my sami jesteśmy bardzo różni. Że mamy swoje przyzwyczajenia, rutyny i rytmy, które jak ktoś zaburzy, to jakby komfort mniejszy. Ale jak się poznawać i wiązać, to pojawiają się wzajemne kompromisy i przestrzeń wspólna – byle dać sobie na to pozwolić. Że te powody to tak naprawdę drobnostki, a takie duże halo o nie. No i ze świecą można szukać tej, co jednak je mięso, śpi na lewym boku i wcale nie marzy o kamperze.
A to poznawanie, to jest takie całkiem przyjemne i jeszcze bardziej ciekawe. Okazuje się, że istnieje jakiś inny, mały świat, o którym się nie miało pojęcia. Że można coś zrobić inaczej albo w ogóle nie robić. Zatrzymać się, pobyć, posłuchać tego, co ktoś ma do powiedzenia, serca posłuchać i pomilczeć też można. Z góry nie zakładać, że się nie uda, bo może ten kotlet sojowy to wcale nie taki zły albo spanie do późna, w końcu dzień jest długi. Że jednak dobrze jest mieć wsparcie, z kim porozmawiać i podzielić się tym, co złe i dobre, problemy rozwiązać albo nawet krzyżówkę. Czas spędzić, zawieruszyć się gdzieś i odwieruszyć, kiedy przyjdzie pora. Być dla siebie i tylko czasem trochę obok, bo jednak każdy potrzebuje też własnej przestrzeni. Posprzeczać się, ciche dni mieć lub wieczór, a potem wyjaśnić i wiedzieć o sobie kłótnię więcej. Sztormy się zdarzają, ale przechodzą, a wyjście podobno jest z każdej sytuacji.
Mi nie zależy na prawym lub lewym boku, brązowych oczach, budowie jak z plakatu i mieszkaniu w pakiecie. Chciałabym się tylko w ramiona mieścić, czuć bezpiecznie i wiadomo – czuć w ogóle. Bo to tak pojawia się z środka, że serce mocniej zabije i zaufanie nie na kredyt, nie wiadomo skąd, ale jest i wnikać nie trzeba. I nie dzieje się tak przy wszystkich. Może to ten los, co go się nie zna albo inne gwiazdy, ale lepiej jest czuć niż nie. I pozwolić poznać – siebie wzajemnie, po kawałku, nieprędko. Relację stworzyć wzajemną, wspierającą, prawdziwą i dobrą. Z wadami, zaletami i wszystkim pomiędzy.
Nadal wstaję wcześnie rano, choć bywają wyjątki. Biegam, wciąż nie jem miejsca i zasypiam na prawym boku. Szyć umiem, kamper kiedyś też się pojawi. Wiek i waga w normie, oczy gdzieś między szarym a zielonym chyba. Ze znaków szczególnych to tatuaże, dołek w nosie i pieprzyk w pępku, choć w podstawówce wszyscy myśleli, że to kolczyk. A poza tym, w głowie mam całkiem w porządku. Miło wszystko.
Kiedyś jeszcze się o kogoś potknę, nie będzie więcej rankingów i rozczarowań z powodu soczewicy.
- Ideał chłopaka/ dziewczyny?