Można inaczej

Można inaczej

Zwykle dzieje się tak, że po okresie dzieciństwa, które bywa różne, mamy szkołę, studia, pracę i powiedzmy, że to jakby częsty schemat. Czasem żyjemy z dnia na dzień, od weekendu do weekendu, byle do pierwszego albo innego urlopu. A potem myślimy, że tak właściwie to nic nas lepszego już nie czeka, że jest jak jest, względnie okej i lepiej nie zmieniać, bo jeszcze wyjdzie gorzej. I w ogóle co ludzie powiedzą.

Tak się składa, że ludzie lubią mówić, czasem coś dodać, odjąć, spojrzeć z góry, z dołu i jakkolwiek inaczej. Oceniają z natury, czasem z plotek, a czasem jednak dają szansę. Tylko każde z nich ma też swoje życie, problemy, radości i może się okazać, że wcale siebie nie obchodzimy wzajemnie tak, jak nam się wydaje. A tematy kiedyś się kończą.

Bo ja kiedyś też myślałam, że bez magistra to będę niepełna może i mniej wartościowa, jak te produkty z przeceny z krótkim terminem albo etykietą przyklejoną do góry nogami. Nie przystoi może, skoro wokół wszyscy mają, a mama nie powie, że z córek to cała trójka ma tytuł magistra, choć bardzo by chciała. Zostałam inżynierem włókiennictwa, a potem szłam tam, gdzie było interesująco.

Lądowałam w różnych miejscach, pracach, na kursach i szkoleniach. Nauczyłam się wszędzie dużo, rozwinęłam całkiem i zebrałam doświadczenie nie mniejsze niż bukiety premium w kwiaciarniach na walentynki. Do tej pory cyklicznie czuję potrzebę zmiany i umówiłam się ze światem na znaki – jak puszcza oko to wiem, że już czas i żeby się przygotować. 

Studiowałam to włókiennictwo i było naprawdę wspaniale. Byłam sprzedawcą w sklepie, kierownikiem, rekruterką. Kochałam implementować sportowe kolekcje na ścianach i stylizować manekiny jakby zaraz miały znaleźć się na wybiegu. Przyjmowałam dostawy, pilnowałam kluczy do sejfu, robiłam pakiety na grube tysiące i czasem nie mogłam spać z powodu odpowiedzialności. Pracowałam nocą, fizycznie też się zdarzało, a jak zmieniłam branżę ze sportowej na kosmetyczną, to po zmroku włączało się tryb turbo. Nie macie pojęcia, co dzieje się, gdy zgasną światła w sklepach 🙂
To trochę jak w tych bajkach, kiedy o północy karoca zmienia się znów w dynię, serio. Bo w taką noc można wybudować cały dział z plażą i dmuchanym krokodylem, choć wcześniej go nie było, albo zrobić sobie powódź Cocolino w alejce z chemią. Pachnie wspaniale, ale zmywa się okrutnie i ogólnie nie polecam 🙂
O tych wszystkich różnych pracach napiszę jeszcze, ale niczego nie żałuję. I tego, że nie mam magistra – też.

Zmian i prac było trochę, łącznie z własną działalnością i za każdym razem działało podobnie. Jeśli doszłam w miejsce, gdzie nie mogłam już dalej, zdawałam sobie sprawę, że w nim już tylko stoję. A ja jednak lubię chodzić.
Kiedyś powiedziano mi, żeby przy rekrutacjach zwracać uwagę na to, ile kto spędził czasu w danej firmie. Bo jeśli były to krótkie okresy, to oznacza, że źle pracuje albo się nie może odnaleźć i szkoda budżetu na wdrażanie takiego pracownika. Moje okresy były średnio dwuletnie – w miejscach lub stanowiskach i teraz już wiem, że to żadna miara. Bo jakby spojrzeć ponad to, to jest jeszcze ciekawość, która nie daje spokoju. Są możliwości do sprawdzenia i tyle rzeczy, które można poznać i się ich nauczyć – niezależnie od stażu, wieku i wykształcenia.
Bo jeśli pół życia ktoś piekł chałkę, to nie oznacza, że nie może nauczyć się śpiewać, a potem otworzyć cukierni z muzyką na żywo albo jeszcze coś innego.

Kiedyś też sobie jeszcze myślałam, że będę elegancką damą z laptopem pod ręką, służbowym autem, ubrana w koszulę i inne obcasy. Szminkę będę dobierać do nastroju czy pory roku i w ogóle będzie jakby luksusowo. I mama też będzie dumna.
Okazało się, że od szpilek wolę adidasy, nie maluję się wcale i chcę mieć vana, w którym będę mieszkać co najmniej na pół etatu, a mama o niczym nie ma pojęcia. Pozmieniało się (ale do eleganckich dam nic nie mam :)).

Ja, Dama
Kawalerka na kółkach

Bo teraz, teraz to ja bardzo chcę robić to wszystko dla siebie i to, co podpowiada mi środek. Ufać sobie i gwiazdom, odkrywać trochę więcej i żyć, tak po prostu – nikomu nic nie udowadniając. Między słowami tylko przekazać dalej, że próbować warto, choćby nawet miało się nie udać i że wszystko do końca życia nie musi wyglądać tak samo. Choć może, jeśli komuś jest tak wygodnie i dobrze, to też wspaniale. Jesteśmy różni i to jest w nas fajne.

I jasne, że czasem jest źle, czasem środek się rozsypuje, a łzy lecą większe niż krople deszczu za oknem. Czasem pojawia się zwątpienie, GPS nie działa i nie wiadomo w którą stronę teraz. Czasem wpada się w dołek, głęboki całkiem, a z góry nikt nie rzuca drabinki, żeby wyjść z niego było łatwiej. Ale mimo wszystko wciąż wierzę, że można inaczej.

Byle tylko spróbować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *