Dziękuję 2021

Podsumowania bywają różne. Lepsze, gorsze, potrzebne lub wcale nie. Jakąś cząstką siebie bardzo lubię te nowe początki, bo przynoszą trochę więcej nadziei i zapału niż zasypia się w ostatni dzień roku kalendarzowego. Spojrzałam sobie przez ramię, jaki ten 2021 był i z jednej strony był dobry, przyniósł zmiany różne, lekkie i trudne, na pewno potrzebne. Myśli przewinął najwięcej, skaleczył czasem, blizny zostawił i za chwilę zniknie z kalendarza, ale jeszcze nie z serca. 

Bo zanim styczeń się zaczął, to wymarzyłam sobie auto, dom na kółkach, świat i że z pracy odejdę nawet, jakby ten świat miałby się zawalić prędzej niż przyjdzie mi go zobaczyć. Póki jeszcze mnie trzyma odwaga. Nie miałam jednak ani prawa jazdy ani żadnej pewności, że cokolwiek wyjdzie tak, jak sobie wymyśliłam, bo wiadomo, że w głowie i sercu to zawsze wygląda najpiękniej. Nie wiedziałam też, że ten świat to szykuje mi wiele prób, trudności i zmartwień, choć może po prostu chciał przygotować, bo podobno co nie zabije, to wzmocni i przez przypadek to nic się nie dzieje. I że na żywo przyjdzie mi zobaczyć busa Heliosa, wypić kawę i poczuć, jak mało potrzeba, aby było po prostu dobrze.

W marcu więc, na wiosnę, odejście z pracy wyszło mi na pół gwizdka, bo połowa etatu w wysokim biurowcu została ze mną i może to tak właśnie miało być. O połowę więcej też działałam w swoim małym szyciowym biznesie, co to nigdy nie chciałam go rozszerzać do poziomu szwalni, choć inni życzyli z dobroci serca. Było nie raz niewygodnie, niepewnie, czasem nawet się bałam, czy ten miesiąc to aby na pewno uda się jakoś domknąć. Najzwyczajniej w świecie nie raz zadrżałam, a inni wokół i tak mówili, że fajnie, że mam wolne. Wiadomo, że wszystkiego nie wiedzą i nie widzą, wycinek tylko i poza tym, to mają swoje życia do ogarnięcia, więc myśleć mogą co chcą i jak im wygodnie. Nic mi do tego.
Ale każdy kij ma dwa końce, więc jakby przedostać się na drugi, to dobre miesiące też były, a satysfakcja z tej własnej pracy była większa niż sama mierzę. Jestem teraz w miejscu, w którym wiem, że ta praca na własny rachunek jest dla mnie bardzo wspaniała, że taka po swojemu.  Że chcę znaleźć rozwiązanie albo i kilka, przez które tych trudności będzie mniej nawet, gdybym miała wszystko wywrócić do góry nogami. Cokolwiek by się nie działo wierzę, że będzie warto.

Na ciele odbiłam 3 nowe, życiowe znaczki, co towarzyszyć mi będą już do końca. Spoglądam na prawy nadgarstek, gdzie jest puzzelek i wiem, że wszystko się poukłada. A jak podciągnę rękaw, to pojawia się Peugot Boxer albo inne Ducato o wschodzie i zachodzie słońca, jakby to marzenie odbić w lustrze. Tych znaczków przybędzie jeszcze kilka, ale za trochę, bo w tym roku to już nie zdążę. 

Lato przyniosło morze i to nawet dwa razy. Choć obydwa wyjazdy były pracujące, to jak wstałam przed piątą, mogłam nawdychać się powietrza i zobaczyć, jak słońce też wstaje. A co się nawdychałam, to jednak moje. Było pięknie, ludzie też byli piękni, a na urlop pojechałam jesienią, również na północ, ale jednak bliżej, bo bardzo chciałam pooglądać kampery na targach i zjeść rogala świętomarcińskiego w Poznaniu. 

Jesienią za to, przyszły deszcze, dreszcze i covid w pakiecie. Nie zostaliśmy przyjaciółmi i trochę wymęczył od środka, ale dał 10 dni odcięcia od czegokolwiek. Oddał siłę pod koniec izolacji, a między wszystkim to bardzo potrzebowałam przyzwolenia od świata, że mogę się rozpaść i nie poradzić. Bo czasem ludzie jednak się potykają, nikt nie jest z żelaza i pokruszyć się można mniej lub bardziej, a potem plasterkiem zakleić, że prawie nie widać i niech się goi.

Były też małe radości, od bukłaka, o którym tak marzyłam, że w końcu wygrałam. Bryłkę kakao, co środki otwiera, kalendarz z dobrą wróżbą na podróże, najlepsze ciastka na świecie i ciepło, jak było potrzebne albo takie po prostu, od serca. I za te małe zdrapki jestem ogromnie wdzięczna, bo żadna z nich nie była przegrana. 

A teraz, teraz mamy zimę. O rok jest w środku więcej wspomnień, doświadczeń i zwykłości. I z tą zwykłością to bardzo chciałabym czuć się najlepiej. Takich małych zdrapek, za którymi kryje się kawałek dobra i życzliwości to życzę nam najwięcej. Trochę więcej też odwagi, siły, prób różnych, mniej pokruszonych środków i plasterków. A sobie samej chciałabym życzyć, żebym stała się dla kogoś po prostu ważna – jak się jest dla kogoś drugiego, z kim można podzielić się tym, co dobre i co niekoniecznie, co działa w dwie strony i jak przytulić, to świat mógłby nie istnieć. A jeśli potrzebujecie – to Wam też jeszcze życzę. Niech nam się dobrze wydarza.

Dziękuję 2021.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *